czwartek, 3 grudnia 2015

30-Day WFRP Challenge #7,8,9,10

Witajcie Moi Drodzy! Przez ostatnie dni trochę pokpiłem sprawę z 30WFRP, ponieważ obowiązki i choroba skutecznie ograniczały moje możliwości i chęci do pisania, więc dzisiaj aż cztery(!) wpisy z serii 30-Day WFRP Challenge. W dzisiejszej odsłonie opiszę : swoją ulubioną edycję, ulubiony dodatek, oraz ulubioną postać którą grałem i i taką którą nie grałem. Zapraszam! \m/

Zaczniemy od najtrudniejszego dla mnie punktu- ulubionej edycji. Swą przygodę zacząłem od "dwójki" z prostego powodu- była wtedy łatwo dostępna. Bawiłem się wyśmienicie snując opowieści swoim Graczom i pisząc dla nich pierwsze przygody. Potem zacząłem zauważać wady settingowe (na mechaniczne nigdy nie zwracałem uwagi, zawsze są hombrew rules :P). Totalny "zdupizm" Burzy Chaosu podyktowany tylko tym, że w bitewniaku się pojawiła i trzeba było ją dodać do erpega, nie patrząc na to, że owo wydarzenie do logicznych i spójnych nie należało. Usunięcie fimirów z settingu też mocno zabolało, według mnie była to mega klimatyczna część "pierdycji, to samo z Dawną Wiarą- hej, druidzi byli fajni. Co do systemu magii to mam mieszane uczucia. Dziedzin magii było sporo i bardzo się od siebie różniły, fluffowo też całkiem logicznie uargumentowano taką zmianę. No i czarodzieje Kolegium Płomienia stali się sztandarowymi magami Młotka, przynajmniej takie odnoszę wrażenie. Co mi się nie podobało to fakt, że jeśli czarodziej do Kolegium nie należał to był od razu uznany za wyjętego spod prawa i mógł skończyć na stosie albo przymusowo dołączyć do któregoś z Kolegiów. Takie usystematyzowanie magów jest jak dla mnie be. Pomijam już fakt, że mechanicznie niektóre szkoły były mega dobre ( Kolegium Ognia pozdrawia cieplutko) a inne totalnie useless w warunkach praktycznych, bo na papieże mogły być całkiem spoko ( Tak, o was mówię Astrolodzy). W pierdycji system magii sprawiał, że mag był totalnym koksem i nikt specjalnie nie mógł mu na pewnym poziomie podskoczyć więc o ile dożył tego momentu był trochę "one-man-army". 
Sporą zmianą dotknięty został sam klimat gry ( Tzeentch pewnie maczał w tym pazury). Pierdycja była takim groteskowo-pythonowskim systemem. Wiecie, doktor Kugelschreiber i jego Kugelmatyczny Skubacz Kurcząt, Dżabbersmok... To było coś co mi się spodobało, takie puszczenie oczka do MG i Graczy, odpoczynek od tego ciężkiego, młotkowego klimatu. W drudycji zrezygnowano z tego typu zabiegów na rzecz bycia całkiem poważnym, wiecie- mhrroczne demony, Burza Chaosu, orkowie w pełnych płytach i tak dalej i tak dalej. Ale w pierdycji z tego co pamiętam nie było Sylvanii więc punkt dla dwójeczki hehe :P. 
Ostatnią rzeczą są opowiadania, które moim zdaniem z czasów pierwszego młotka były genialne, takie trochę unikatowe. Zwłaszcza te Jacka Yeovila które lubię sobie nadal poczytać, aktualnie jestem na "Wiecznej Genevieve". Gęsty klimat, czarny humor i właśnie to pythonowskie podejście... 

 Słowem zakończenia- obie edycje mają swoje wady i zalety ale jeśli chodzi o klimat to preferuję pierwszą edycję Młotka. Jeżeli chodzi o mechanikę to druga edycja jest bardziej spójna i pozbawiona wielu błędów. Połączenie pierdycyjnego klimatu i drudycyjnej mechaniki to dla mnie złoty środek, połączenie idealne i tak też gram. 

Zapytacie pewnie co z trzecią edycją? Nie grałem, nie znam, nie wypowiadam się. 


Czas na ulubiony dodatek do dowolnej edycji ! Jestem w posiadaniu wielu dodatków do drugiego młotka, pierwszego póki co kompletuję, a wiele dodatków znam z opinii, recenzji czy z pdf'ów zakupionych w pewnym internetowym sklepie. W dwójce zdecydowanie prowadzi "Night's Dark Masters" czyli dodatek o wąpierzach i Strzyganach. Po prostu lubię wampiry w młotkowym wydaniu.  Pierdycja ma kilka naprawdę mocnych, według mnie, pozycji które mogą konkurowac o miano "mojego ulubionego"- "Zamek Drachenfels", " Księga Wiedzy Tajemnej" albo "Dwarfs" Stone and Steel". Ten ostatni to istna perełka z którą mogłem się tylko zapoznać poprzez znajomego ale wywarł na mnie ogromne wrażenie. Jako kompendium wiedzy o kraśkach spisuje się wyśmienicie i w zetknięciu z "Karak Azgal" do drudycji zdecydowanie miażdży przeciwnika. Ale nie mam go w swoim posiadaniu więc odpada. "Zamek Drachenfels" to dodatek opisujący własnie zamek wielkiego czarnoksięznika Constanta Drachenfelsa. Pomysłowość twórców w opisie komnat nie zna granic. Miejscówek jest kilkadziesiąt, a w ich spisie znajdziemy polanę poza wymiarami wypełnioną obrzydliwymi palcami, komnatę kości gdzie spawnuje się Tyranozaur Khorne'a ( !!! \m/) czy makabryczny teatrzyk kukiełkowy zrodzony w umyśle szaleńca. Bardzo lubię ten dodatek i przygotowuję się własnie do sesji z nim związanej. Najbardziej lubię jednak "Księgę Wiedzy Tajemnej", trochę z sentymentu, trochę ze względu na całkiem fajne przygody. No i są tutaj opisani bohaterowie "Czarnoskiężnika Drachenfelsa" z samym Constantem na czele! Nalezy też wspomnieć o kilku dodatkowych zasadach mechanicznych i nowym bogu dla elfów. dodatek treściwy, ciekawy i pełen warhammerowego ducha. To jest mój typ.



O ulubionej postaci która grałem nie opowiem zbyt wiele, bo i takowej nie było. Grałem kilka sesji ale nie zdążyłem w ich czasie specjalnie polubić którejś z nich. 


Jeśli chodzi o ulubioną postać którą nie grałem to też mam problem, ponieważ często zmienia się moja faza. Raz chciałbym zagrać piratem z Sartossy, raz krasnoludem Chaosu, a jeszcze innym razem zwyczajnym najemnikiem, swoją drogą nazywam coś takiego "Syndromem niewyżytego MG" ale o tym kiedy indziej.