Cóż, chyba dla
każdego geeka przyjdzie ten czas, że swoimi zajawkami, pomysłami i
dziełami będzie chciał podzielić się w szerszym gronie. Na mnie
też ów czas przyszedł, tak więc bez owijania w bawełnę witam na
mym skromnym blogu!
O czym będę
tutaj pisał ? Chyba o wszystkim- opowiadania, raporty z sesji,
projekty modelarskie, mini-dodatki do rpg'ów w które grywam.
Pomysłów mam wiele i mam nadzieję, że choć część z nich uda
mi się zrealizować. Na pierwszy ogień pójdzie opowiadania w
klimatach "Changeling" autorstwa mej skromnej zielonej
osoby. Enjoy!
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Obudził
się z okropnym bólem głowy, jakby ktoś zeszłej nocy tłukł jego
czaszką o ścianę. Cholera, może faktycznie tak było ? Jak przez
mgłę przypominał sobie wczorajszy dzień. Poszedł do starego baru
McGraw'a na Cross St. Lubił to miejsce- ciasne, ciemnie
pomieszczenie wypełnione papierosową mgłą i ludźmi którzy nie
mieli nic do stracenia, zupełnie jak on. Zamówił kolejkę, potem
kolejną i jeszcze jedną. Potem, potrząsając szklanką z resztkami
whiskey i lodu wsłuchiwał się po raz kolejny w historię Terrenca
Chamberleine'a o tym jak kilka lat temu w Wietnamie seria z karabinu
maszynowego urwała mu nogę i lewe jądro. Robił wszystko by nie
myśleć, a wiele rzeczy uparcie wciskało się w zakamarki jego
świadomości, jedna ze szczególną siłą, jakby akurat ta myśl
posiadała pazury którymi z premedytacją rozdrapywała jego mózg w
poszukiwaniu miejsca w którym mogłaby się zagnieździć. Charlie
Gates był mordercą, to znaczy wszyscy uważali go za mordercę. Nic
mu nie udwodniono ale w zbiorowej świadomości mieszkańców Dunlowe
w stanie Maine to przez niego piękna Charlotte Stevenson zniknęła
w niewyjaśnionych okolicznościach. Widział to w ich oczach.
Widział to kiedy mijał na ulicy dawnych przyjaciół ze studiów, w
oczach Katy z supermarketu, jego pierwszej miłości z podstawówki.
Dostrzegał to nawet w oczach rodziców. Wiemy, że to ty Charles.
Może ją zgwałciłeś? Pokłóciliście się i nie wytrzymałeś?
Udusiłeś ją? Oh, Charles, ona była taka piękna. Ale jesteś
naszym synem, więc akceptujemy cię, przecież policja powiedziała,
że nie odnaleziono sprawcy, prawda Charles?
W
barze zaczepił go Stewart Golden, kiedyś sportowiec i obiekt
westchnień dziewczyn z koledżu. Teraz pijak i rozwodnik, jego żona
uciekła od niego dwa lata temu przed świętami, prał ją i ich
kilkuletniego synka. Od tamtej pory co wieczór przesiaduje u
McGraw'a. -Co jest śmieciu? Siedzisz sobie tutaj, a Charlotte gnije
w jakimś dole. Jak się z tym czujesz? Dziwię się, że nie
posadzili cię na krześle-. Wszyscy wiedzieli, że Stevie
podkochiwał się w niej od liceum, ale jakimś trafem ona wybrała
jego- introwertycznego kujona. Stevie nie miał powodów by go lubić.
Teraz pałał do niego nienawiścią tak płomienną, że można nią
było się sparzyć.
Porządnie
już wstawiony, Charlie przetarł porośniętą kilkudniowym zarostem
twarz i chciał wstać, ale silna dłoń footbalisty chwyciła go za
przegub.- Nigdze się nie wybierasz larwo-. Drugą ręką chwycił go
za kark i z całej siły wyrżnął jego głową w stół. Charlie
poczuł słony, metaliczny smak krwi w ustach. Nie zdążył nawet
mrugnąć, gdy leciał już w stronę ściany z tarczą do rzutek.
Grzmotnął w nią całym ciałem, aż zaparło mu dech, upadł, nie
był w stanie ustać na nogach. Dalej już były tylko kolejne ciosy
a potem ciemność. Nie mógł sobie przypomnieć jak trafił do
domu.
Ale
pamiętał sen, nocną marę, która nawiedziła go w alkoholowych
omamach. Klisze z najpiękniejszego i zarazem najpotworniejszego dnia
jego życia.
Wraz
z Charlotte wracali starym chevroletem Charliego z dożynek w Bangor,
kilka kilometrów od Dunlowe. Charlie nie chciał jechać ale ona
uparła się. Spędzili całkiem miły wieczór w wesołym
miasteczku, wygrał jej nawet niebieskiego pluszaka z guzikami w
miejscach oczu.Jak ona się wtedy cieszyła; od ucha do ucha, swoimi
białymi jak perły ząbkami. Potem zjedli ciepłą kukurydzę z
masłem i wypili gorącą herbatę. Kiedy szli na parking Charlotte
przyciągnęła go do siebie, owionął go zapach goździków i
cynamonu. Kiedy całowali się, jej miedziane loki łaskotały go po
policzkach.
Byli
jakieś pół godziny od domu, kiedy nagle na drodze, w żółtych
promieniach przednich świateł, pojawiła się ludzka sylwetka.
Charlie zahamował ostro, opony zapiszczały potępieńczo. Charlotte
wrzasnęła.Wyszedł z samochodu, obszedł go dokoła ale niczego nie
zauważył. Był wrzesień, ale temperatura była na tyle niska, że
widział obłoczek pary wydobywający się z jego ust. Księżyc
oświetlał wysokie drzewa po obu stronach szosy, rzucały
pokraczne,złowróżbne cienie. Ktoś położył dłoń na jego
ramieniu, drgnął. - Charlie, co to było?- Pewnie jakieś zwierzę-
mruknął sam nie przekonany swoimi słowami. W jej brązowych,
sarnich oczach dostrzegł zaniepokojenie.
Wicher
zawył potężnie, prawie go przewracając, usłyszał szelest między
drzewami z lewej strony. I nagle ujrzał zimne, upiorne światło.
Spomiędzy gąszczy wyszedł orszak istot, które mogły zostać
zrodzone jedynie w koszmarze. Blade, wyniosłe postacie, ubrane jakby
przeniosły się tu z innej epoki, a za nimi ogromne ogary,
szczerzące kły i machające lepkimi od śliny jęzorami. Charlie
stał oszołomiony, strach zdusił w nim krzyk. Istoty przeszły obok
niego. Ich wzrok spaczony był w sposób, w jaki mógłby być tylko
wzrok nieśmiertelnych, wiecznych istot. Poczuł zapach pięknych
pachnideł wymieszany z fetorem mokrej sierści i piżma. Najwyższa
z istot, majestatyczna, piękna kobieta, wyciągnęła rękę w
stronę Charlotte. Oślepił go wypalający oczy blask. Kiedy
odzyskał wzrok był już sam, w ciemności. Jedynie księżyc
spoglądał na niego, niczym oko dawno zapomnianego boga.
Ktoś cicho zapukał do drzwi.
Zdziwił się, od dawna nikt go nie odwiedzał. Wstał powoli,
niechcący strącając ze stołu stosk butelek, brzęk tłuczonego
szkła wbił się w jego głowę jak długi, zardzewiały gwóźdź,
skrzywił się. Pukanie nie ustawało. - Kurwa, już idę!- krzyknał,
naciągając na siebie rozciągnięty, czarny sweter. W mieszkaniu
niespodziewanie zrobiło się lodowato.
Kiedy otworzył drzwi ziemia pod
nim jakby na ułamek sekundy zniknęła. Oczy zapiekły go, w gardle
pojawiła się lepka, oślizła gula.- Charlotte...- stała przed
nim, tak samo piękna jak wtedy, ubrana w brązowy płaszcz, z szyją
owiniętą szalikiem, który dał jej trzy lata temu na walentynki...
Dokładnie jak w noc swojego zaginięcia. Jego oddech przyspieszył,
mimo włączonego ogrzewania, z jego ust wydobywały się obłoki
pary, przeszedł go dreszcz. - Nie wpuścisz mnie?- zapytała,
uśmiechając się figlarnie.
Odsunął się, pozwalając aby
weszła. Mimo że był wrzesień, w jej włosach zauważył płatki
śniegu, policzki miała zarumienione. Pomógł jej zdjąć płaszcz,
jej ramiona pokryte były gęsią skórką. Wtuliła się w jego
tors, zlustrowała go swymi jadowicie zielonymi oczami.- Tęskniłam
tygrysku- szepnęła do niego. Pachniało od niej sosnowymi igłami i
chłodem, nie czuł goździków i cynamonu.
Setki myśli przemykały mu
przez głowę z prędkością światła. Czuł dziesiątki emocji na
raz, wszystkie wspólne wspomnienia widział przed sobą, jak film,
retrospekcję.
Tej nocy kochali się długo,
namiętnie, jakby to były ich ostatnie chwile razem. Przez tę jedną
noc, spleceni w nierozerwalny, miłosny węzeł byli bytem
doskonałym, Adamem i Ewą którzy zakazany owoc spożywali na
przekór każdemu bogu tego świata, wznosząc się na wyżyny
rozkoszy, perwersyjnej, wyuzdanej, pierwotnej. Na ten miłosny akt
przelali wszystkie swoje najmroczniejsza pragnienia i żądze, które
władają każdym znas . Potem przyszedł sen, a z nim koszmary.
Stał
pośrodku lasu, w oddali widział stary tartak. W lewej ręce trzymał
świecę, w prawej nóż. Wiatr przemykał między drzewami, zakradał
się w leśne poszycie. Księżyć spoglądał na niego z kobaltowego
przestworu. Między drzewami widział postaci, ciemne, rozmyte
kształty obserwowały go. Na polanie na którą zmierzał płonęło
ognisko. Wokół niego wirowały w opętańczym tańcu blade, wysokie
istoty w maskach ze zwierzęcych czaszek, z wyrytymi na nich
bluźnierczymi symbolami. Miast włosów u niektórych płonął
płomień, u innych z głów wyrastały kolczaste pnącza. Śpiewały
w języku, który pamiętał jeszcze dawne eony, pieśń pęłną
zgorzknienia, krwi i bólu. Nad nimi, na tronie z poroży, kwiatów i
zamarzniętego płomienia zasiadała Królowa, ubrana jedynie w
światło bijące od falującego ognia.
Wskazała
na niego palcem. Podszedł posłusznie, blade istoty wpatrywały się
w niego swymi nieczułymi, zimnymi oczami, skrytymi za makabrycznymi
maskami. Od ognia odpalił święcę, którą ułożył u stóp
Królowej.- Pani Sidhe, Królowo życia i śmierci, przychodzę do
ciebie z prośbą. Ofiarowuję ci największy z darów: moją duszę
i całe jestestwo. W zamian chcę abyś urokiem lub klątwą związała
mnie z kobietą której tak pragnę. Uniósł lewą rękę i powoli,
bez zawachania przeciągnął po niej ostrzem noża. Struga krwi
spłynęła do ognia, Królowa zasyczała w ekstazie. Pakt został
zawarty. Ognisko zgasło, istoty rozmyły się... Poczuł zapach
krwi.
Otworzył oczy, jedyne co
widział, to jadowicie zielone oczy i kły błyszczące w
nienaturalnie szerokiej paszczy. Bestia uśmiechała się do niego
szyderczo, fioletowym jęzorem oblizała spękane, sine wargi.
Kropla gęstej, śmierdzącej
śliny skapnęła mu na policzek. Głosem, który brzmiał jakby
wydobywał się z piekielnych czeluści, bestia szepneła mu do ucha,
jęzorem wodząc po małżowinie.- Królowa cię wzywa, przed nią
nie ma ucieczki- zawyła i krzywymi pazurami zaczęła rozdzierać
jego ciało, z taką zawziętością jakby chciała dokopać się do
jego duszy, do esencji jego człowieczeństwa, długim jęzorem
wysysała szpik z jego kości.
Ludzie szybko zapomnieli o
Charlie'm Gatesie. Podobno powiesił się w piwnicy swojego
mieszkania.
Charlotte Stevenson nigdy nie
odnaleziono, dochodzenie w jej sprawie umożono niedługo po
samobójstwie Gatesa, uznano ją za zmarłą.
Królowa jeszcze wiele razy
przelatywała ze swym orszakiem na nieboskłonie, czekając aż
kolejna podła istota sprzeda swoje życie za marny ochłap
przyziemnych pragnień.
Fascynujące
OdpowiedzUsuń